Poprawka z matematyki na kolanach (Part 2)

 


Korytarz zdawał się dłuższy niż zwykle, każdy krok odbijał się echem w mojej głowie. Szłam szybciej niż normalnie, torbę przyciskałam mocniej do boku, jakby to mogło przykryć wszystko, co działo się we mnie. Każdy ruch bioder powodował, że kulki przesuwały się głęboko, metaliczny ciężar poruszał wnętrzem, a ja czułam, jak mięśnie reagują mimowolnym skurczem. Byłam naga pod spódnicą, a świadomość tego faktu sprawiała, że każdy mijany uczeń, każde spojrzenie na korytarzu, wydawało mi się groźbą, jakby wszyscy wiedzieli.

Droga do domu była udręką. Każdy krok po chodniku, każde wejście na schody wywoływało falę napięcia, które zbierało się niżej brzucha, nie do opanowania. Kulki przesuwały się, obijały, a wraz z tym pojawiała się wilgoć, której nie mogłam powstrzymać. Myśl o jego spokojnym uśmiechu, o tym, jak schował moje majtki do swojej marynarki, sprawiała, że robiło mi się gorąco i czułam się coraz bardziej mokra.

Kiedy przekroczyłam próg domu, serce waliło mi jak młot. Rodzice byli w kuchni, słyszałam ich rozmowę i szelest garnków. Zdjęłam buty, starając się wyglądać normalnie, choć wewnątrz czułam, jakbym miała na sobie wypisany wielkimi literami sekret.

— Cześć, kochanie. Jak w szkole? — zapytała mama, odwracając się od kuchenki.

— D-dobrze… — wydusiłam, mijając ją szybko, żeby tylko nie musiała patrzeć na moją twarz. Uśmiechnęłam się blado, a potem schowałam do swojego pokoju, tłumacząc, że mam dużo nauki.

Ale nawet w pokoju nie było łatwiej. Usiadłam na krześle przy biurku i od razu poczułam, jak kulki przesunęły się mocniej, wymuszając dreszcz, którego nie potrafiłam stłumić. Zacisnęłam uda, jakbym mogła je powstrzymać, ale było tylko gorzej, między nogami robiło mi się mokro, ciepło, coraz bardziej wstydliwe. Każdy oddech przywoływał jego głos, jego spokojne spojrzenie i rozkaz wypowiedziany bez cienia emocji.

Przy stole starałam się siedzieć spokojnie, skupiać na rozmowie rodziców, ale każdy ruch widelca, każde pochylenie się po kromkę chleba kończyło się delikatnym przesunięciem kulek we mnie. Metaliczne ciężarki poruszały się rytmicznie z każdym moim oddechem, a ja czułam, jak policzki mam rozpalone, choć w pokoju było chłodno. Tata mówił coś o pracy, mama dopytywała, czy w szkole idzie mi lepiej, a ja kiwałam głową i odpowiadałam pojedynczymi słowami, modląc się, żeby nie zauważyli, jak bardzo jestem rozkojarzona.

Kiedy skończyliśmy, mama odsunęła talerz i powiedziała:
— Posprzątaj, dobrze? — jak zawsze.

— Mhm… — wymamrotałam i zaczęłam zbierać naczynia. Wstałam, a przy tym prostym ruchu kulki wsunęły się głębiej, wywołując nagły dreszcz. Prawie upuściłam talerz, ale udało mi się złapać go w ostatniej chwili.

W kuchni byłam sama, więc odłożyłam naczynia do zlewu i oparłam się o blat, zaciskając uda. Wilgoć rozlała się między nimi i czułam, jak materiał spódnicy lekko przykleja się od środka. Oddychałam ciężko, a pragnienie, by dotknąć się choć na sekundę, było silniejsze niż rozsądek.

Drżącą dłonią przesunęłam po udzie, najpierw nieśmiało, jakbym tylko sprawdzała, czy naprawdę jestem aż tak mokra. Palce od razu poczuły lepki ślad. Serce mi stanęło. Jeszcze nigdy… nigdy tak nie było. Od razu wyrwałam rękę, jakby mnie parzyło, bojąc się, że ktoś wejdzie, ale to wystarczyło, żeby napięcie w brzuchu zrobiło się nieznośne. Stałam tam kilka sekund, z palącym wstydem i świadomością, że to on mnie do tego doprowadził .

W nocy leżałam długo, przewracając się z boku na bok. Każdy ruch powodował, że kulki przesuwały się we mnie ciężko, obco, zostawiając ciche drżenie w całym ciele. Nie mogłam zasnąć, bo wciąż widziałam jego spojrzenie, słyszałam jego głos, spokojny i nieznoszący sprzeciwu. Myśl, że moje majtki leżą teraz w kieszeni jego marynarki, paliła mnie od środka. Zaciskałam uda pod kołdrą, próbując się uspokoić, ale wilgoć tylko narastała.

Rano wstałam zmęczona, z ciężkim ciałem. W toalecie usiadłam na sedesie i od razu poczułam, jak kulki poruszyły się głębiej, zmuszając mnie do stłumienia cichego jęku. Byłam mokra już od samego dotyku zimnej ceramiki, a wstyd ścisnął mnie jeszcze mocniej. Umiałam tylko przygryźć wargę i przypomnieć sobie jego rozkaz: do szkoły zawsze w spódnicy, bez majtek.

Dzisiejszy dzień w szkole był jak koszmar, którego nie dało się zatrzymać. Już w drodze czułam, że każdy krok sprawia, że jestem coraz bardziej mokra, a wilgoć rozlewa się między udami, przypominając mi o tym, że nie mam na sobie majtek. Spódnica kleiła się lekko od wewnątrz, a ja cały czas miałam wrażenie, że to musi być widoczne.

Na pierwszej lekcji było jeszcze gorzej. Siedziałam cicho w ławce, pochylona nad zeszytem, udając, że notuję, a tak naprawdę jedyne, co czułam, to narastające ciepło. Podniecenie paliło mnie coraz mocniej, skóra na karku robiła się gorąca, a serce biło jak szalone, gdy tylko ktoś przeszedł obok. Każdy ruch bioder sprawiał, że musiałam zaciskać uda, żeby nie zdradzić się westchnieniem.

Kiedy na korytarzu minęłam jego sylwetkę, wzrok odruchowo chciał się podnieść, ale przypomniałam sobie rozkaz. Opuściłam głowę natychmiast, patrząc w podłogę, a policzki miałam rozpalone. Byłam tak mokra, że miałam wrażenie, że to już musi być widoczne dla innych.

Po drugiej lekcji, próbowałam wmieszać się w grupę, żeby zniknąć wśród innych, ale wtedy usłyszałam, jak ktoś woła moje imię.

— Hej, Anka! — to była Marta, zawsze głośna, zawsze uśmiechnięta. Zatrzymała się parę kroków dalej i zawołała tak, żeby słyszeli wszyscy: — Profesor Lewandowski cię woła!

Zamarłam, jakby nagle cały korytarz opustoszał. Dziesiątki spojrzeń skierowały się na mnie, a ja czułam, jak twarz zalewa mi gorący rumieniec. Serce waliło mi w piersi tak mocno, że aż brakowało tchu, a między udami było tylko mokro i lepko.

Nie odpowiedziałam nic, nie potrafiłam. Po prostu spuściłam głowę i ruszyłam w stronę jego klasy, czując, że każdy krok odbija się echem na całym korytarzu. Każdy szept, każdy chichot za plecami wbijał się we mnie, jakby wszyscy wiedzieli, że jestem naga pod spódnicą, że coś jest ze mną nie tak.

Kiedy dotarłam do drzwi i położyłam na nich dłoń, czułam, że zaraz zabraknie mi powietrza.

Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, klasa była pusta, cicha, a on siedział przy katedrze, jakby czekał na mnie od dawna. Spojrzał na mnie krótko i od razu wstał, ton głosu miał spokojny, ale nie znosił sprzeciwu.

— Podejdź i stań przy biurku. Oprzyj ręce na blacie, wypnij się, a nogi szeroko.

Zamarłam na sekundę, ale jego spojrzenie nie pozwoliło mi się zawahać. Powoli podeszłam do katedry, postawiłam dłonie na chłodnej powierzchni biurka i rozstawiłam nogi tak, jak kazał. Policzkami palił mnie wstyd, serce tłukło się w piersi, a świadomość, że jestem naga pod spódnicą, paraliżowała mnie jeszcze bardziej.

Stanął za mną i położył dłoń między moimi udami. Odruchowo drgnęłam, cichy jęk wyrwał mi się z gardła, bo byłam mokra tak, że sama bałam się tego, co poczuje. Jego palce przesunęły się powoli, pewnie, a ja nie mogłam oddychać.

— Jaka posłuszna. — powiedział cicho, prawie z satysfakcją. — Podoba mi się, że wykonujesz poprawnie mój rozkaz.

Nachylił się, a jego dłoń została tam, gdzie nie miałam żadnej obrony. Palce przesunęły się wolno, zdecydowanie, a ja oparłam czoło o zimny blat, próbując złapać oddech. Każde jego muśnięcie było jak rozkaz, na który reagowało całe moje ciało.

— Jak się czujesz z nowymi zabawkami? — zapytał spokojnie, a ruch dłoni nabrał rytmu.

Zacisnęłam palce na krawędzi biurka, jęk wyrwał mi się spomiędzy warg, ale wiedziałam, że muszę mówić.
— C-cały czas jestem mokra… tak bardzo mokra, że… że nie mogę o niczym innym myśleć…

Uśmiechnął się lekko, a jego palce przyspieszyły, masując mocniej, celniej, aż nogi zaczęły mi drżeć.
— A noc? Jak spałaś?

Westchnienie przerodziło się w cichy jęk, ale zmusiłam się do odpowiedzi pełnym zdaniem, choć głos mi się łamał.
— Nie spałam prawie wcale, panie profesorze… całą noc czułam je w sobie… i byłam coraz bardziej podniecona…

Jego ruchy stały się szybsze, a ja zagryzłam wargę, by nie krzyczeć, ale to i tak nie pomogło, jęki wymykały mi się coraz częściej.

— A teraz? — nachylił się bliżej, głos miał cichy, ale mocny. Jego palce masowały mnie równym rytmem, nie dając chwili wytchnienia. — Co czujesz teraz, kiedy dotykam cię tutaj?

Zacisnęłam dłonie na krawędzi biurka, oddech rwał mi się w krótkich spazmach, a słowa wypadały z gardła razem z jękami.
— Czuję… o Boże… czuję, że zaraz nie wytrzymam… że pan mnie doprowadza do krawędzi…

Palce przyspieszyły, mocniej naparły, a moje biodra same poruszały się w ich rytmie. Cichy skowyt wyrwał mi się z ust, nie do powstrzymania.
— P-proszę… niech pan nie przestaje… — wyszeptałam, głos mi się łamał.

On uśmiechnął się chłodno, z wyraźną satysfakcją.
— Chcę, żebyś mnie błagała tak, żebym naprawdę usłyszał, że należysz do mnie.

Łzy wstydu zaszkliły mi oczy, policzki płonęły, a słowa paliły język.
— Proszę pana… błagam… niech mi pan pozwoli dojść…

— Dojść? — powtórzył spokojnie, jeszcze mocniej poruszając palcami, aż krzyknęłam cicho, wyginając się nad biurkiem. — Myślisz, że to ty decydujesz, kiedy wolno ci dojść?

— Ja… ja nie… — jęknęłam, czując, jak fala rozkoszy rośnie we mnie nie do wytrzymania. — Ja tylko… błagam, panie profesorze, niech mi pan pozwoli…

On przyspieszył jeszcze bardziej, a moje słowa zaczęły gubić się w spazmatycznych jękach.
— Ja… zaraz… już nie wytrzymam… proszę…

I wtedy nagle się zatrzymał. Odsunął rękę, zostawiając mnie rozpaloną, mokrą, z kobiecością pulsującą od napięcia, które nie miało prawa znaleźć ulgi.

— Nie zasłużyłaś na orgazm. — powiedział spokojnie, tonem tak pewnym, jakby wydawał wyrok. — Od teraz masz zakaz dotykania się. Ani w szkole, ani w domu. Spróbujesz złamać zakaz… dowiem się.

Serce waliło mi w piersi, a ciało domagało się jego dłoni z powrotem, ulgi, której nie dostałam, ale jego głos był jak kajdany — wiedziałam, że nie mogę, że nawet nie odważę się spróbować. Stałam tam rozdygotana, cała mokra, i byłam tylko jego, nawet w tym, czego mi odmówił.

Wyprostował się, poprawił marynarkę i spojrzał na mnie, jakby właśnie zakończył zwykłą rozmowę o ocenach.
— A tak przy okazji… gratuluję. Właśnie poprawiłaś kolejną kartkówkę na cztery. — Na jego ustach pojawił się ten lekki, chłodny uśmiech. — Teraz wyjdź.

Stałam przez sekundę wciąż rozdygotana, z kolanami miękkimi jak z waty, a potem posłusznie zabrałam torbę i opuściłam klasę, z wilgocią między udami i zakazem, który palił mocniej niż wszystko inne.

Wyszłam z klasy i od razu przyspieszyłam kroku, jakby całe spojrzenia korytarza wbijały się we mnie. Serce dudniło, oddech rwał się w krótkich szarpnięciach. Pobiegłam prosto do łazienki, a każdy krok tylko pogarszał sytuację — kulki w środku podskakiwały przy każdym uderzeniu stóp o podłogę, obijając się o siebie rytmicznie, doprowadzając mnie niemal do szału.

Byłam tak mokra, że czułam, jak wilgoć spływa między udami, klei się do skóry, a spódnica przylepia od środka. Zacisnęłam uda mocno, jakby to miało powstrzymać narastającą falę, ale pragnienie dotyku było nie do zniesienia. Całe ciało wrzeszczało o ulgę, o jeden ruch palców, o cichy orgazm w kabinie, a jednak jego słowa brzmiały mi w głowie jak zakaz, którego nie odważyłabym się złamać.

Z trudem opanowałam drżenie rąk, sięgnęłam po papier i wytarłam wilgoć z ud, będąc zawstydzona samą sobą, jakby ktoś mógł zaraz odkryć, co dzieje się ze mną naprawdę. Oddychałam szybko, spocona i spalona ze wstydu, ale zmusiłam się, by podnieść torbę i wyjść z łazienki tak, jakby nic się nie stało.

Na lekcję wróciłam spóźniona, wciąż rozpalona, pulsująca, z zakazem w głowie i świadomością, że on wie dokładnie, w jakim stanie mnie zostawił.

Komentarze

Popularne posty